sobota, 1 października 2011

nudy

Każdy mój dzień wygląda teraz praktycznie identycznie...

O 5:30 budzi mnie Ras Luta, którego (z całym szacunkiem) od razu wyłączam, włączając 3-minutową drzemke. I tak 5 razy aż do 5:45. Wtedy jedynym wyjściem jest wyłączenie budzika. "Jeszcze minutkę poleżę..." myślę sobie. Otwieram oczy- 6:05. Czytam SMS'y od Bartka, które wysłał mi wczoraj po rozmowie, gdy zasnęłam. Uśmiecham się. "Taki chłopak to Skarb" myślę sobie. Standardowy, poranny pakiet- biorę ręcznik powieszony na klamce drzwi, idę do łazienki, pochylam się nad wanną i myję włosy. Patrze na lekko brudną wodę. Farba mi spływa... Trudno. Owijam głowę ręcznikiem i patrzę się w lustro... "Jaka morda..." myślę sobie. Idę do pokoju, pakuję plecak, stoję 5 minut przed szafą i zastanawiam się, co ubrać. "Kurwa, jak zwykle nie mam w co ubrać..." myślę sobie. Ubieram to co zwykle. Robię sobie śniadanie do szkoły, w domu nie jem. Suszę włosy, prostuję wykręcone boki i układam grzywkę. Patrzę na swoją mordę. "Coś nie tak..." myślę sobię. Od razu orientuje się, że chodzi o brak tapety. Na odwal nakładam trochę pudru i tuszu na rzęsy. Biorę plecak, 10 zł z portfela mamy i idę na przystanek. Stoję na przystanku. Czekam na busa. 6:50. Pisze do Bartka. 6:58- bus. Pisze sms'a do Agaty, że już jadę. "Ulgowy na Chełm". Daję dwa złote i biorę bilet. Patrzę się na wnętrze busa. Czerwony... Z tyłu zawsze trzech, śmierdzących robotników. Na pierwszym siedzeniu starszy facet z młodą dziewczyną. Siadam na drugim. Przystanek-Rotmanka. Pierwsza wsiada Agata. Siada obok mnie. "-Cześć. - No siema." Drugi wchodzi jakiś frajer z naszej szkoły. Obie go mierzymy i puszczamy żala. Potem wchodzi jeszcze dwóch chłopaków, siadają za nami. Kierowca włącza wieśniackie, czeskie techno. Nie mogę tego znieść, więc nakładam słuchawki i przez 10 minut gapię się na wschodzące słońce. Wyciągam książkę i czytam. W tym samym miejscu korki. "Kurwa, jak zwykle się spóźnie" myślę sobie. 7:52 pętla tramwajowa. Wysiadka. Zawsze ten frajer nas wyprzedza i przechodzi na czerwonym świetle, a przejeżdżające samochody na niego trąbią. "Co za frajer" myślimy sobie. Idziemy do szkoły. Od razu ide do kibla ogarnąć, jak wyglądam. "Tragicznie" myślę sobie i rezygnuję z dalszej współpracy z lustrem. Idę pod klasę. Żółwik z każdym kumplem, z Kozą choreografia, której do tej pory nie jestem w stanie ogarnąć. Lekcje ciągną się do 14:25. Dzwonek i wybiegamy ze szkoły. Na przystanek tramwajowy. Wsiadamy do 11, 2 albo 6. Jak zwykle pełno ludzi. Trudno, to tylko 10 minut. Dworzec Główny- wysiadka. I na przystanek autobusowy. Wyciągam książkę i czytam, czekając na R-kę, która przyjeżdża o 15:20. Ludzie dziwnie się na mnie patrzą. Jebać ich. Przyjeżdża R. Siadam na tym miejscu, co zawsze. Wyjmuję książkę, wkładam słuchawki i nastawiam muzykę jak najgłośniej, żeby nie słyszeć śmiechu głupich idiotek, które siedzą na końcu autobusu. Św. Wojciech... Kurwa... Korki... Słońce daje mi po twarzy. W końcu jestem pod Tesco. Wysiadam i drepczę jak najwolniej potrafię do domu.
"-Cześć córciu. 
-Cześć.
-Jak tam w szkole?
-Normalnie.
-Dobrze?
-Normalnie."
Obiad, rzucam plecak na środek pokoju i gleba na łóżko. Leżę i uprawiam sufiting przez jakieś 15 minut. Potem komputer. Odwiedzam te same strony, sprawdzam FB, GG, andriskosa, kwejka.. Nic nie ma... "Chuj, kłade się." myślę sobie. Czytam książkę. Komputer-salon-książka. I tak do wieczora. Potem gadam na Skype z Kotkiem. Podczas tego robię lekcje. Pomaga mi z matmy. Jak zwykle wszystko mówi mi źle (też Cię Kocham <3). Jestem wyrozumiała, bo to ja mam rozszerzenie z matmy, a nie On. Ważne, że pomaga. Potem do wyra. 21:00. Chcę gadać przez telefon jak najdłużej, ale po godzinie odpływam. Bartuś wysyła mi SMS'y, które czytam rano, o 6:05...















"Tak już ma być zawsze: poranek, 
gdy nie chce się wstawać, 
zmierzch, kiedy nie chce się jeszcze umierać, 
wieczór pełen obaw, 
nie kończące się noce udręk."

Barbara Rosiek, "Pamiętnik Narkomanki" 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz